Przejdź do treści

Cenckiewicz jakiego nie znacie! „Opowieść o Annie Walentynowicz jest jak z utworów Peji i innych raperów”


Wywiad z chuliganem odc.69 - Sławomir Cenckiewicz 

Cenckiewicz jakiego nie znacie! „Opowieść o Annie Walentynowicz jest jak z utworów Peji i innych raperów”.

Historia Anny Walentynowicz to jest opowieść z utworów Peji i innych polskich raperów. Bez rodziców, bez szkoły, bezdomna, rodzi wbrew wszystkim syna, którego ma z człowiekiem, który na wieść, że będą mieli dziecko, ją zostawia. Całość okoliczności sprzeciwia się temu, by została Anną Solidarność. A jednak nią była. Nie raz po prostu płakałem pisząc tę książkę – mówi Sławomir Cenckiewicz. Obejrzyj niecodzienną rozmowę z historykiem w „Wywiadzie z chuliganem”. Prof. Sławomir Cenckiewicz nie ukrywa, że jest fanem polskiego hip-hopu, ale to nie polityka czy patriotyzm niektórych raperów przyciągnęła go do tego gatunku muzyki: – Chodzi mi o rap, w którym jest mowa o tym, że każdy popełnia błędy, a nawet będąc na dnie można się podnieść. O raperów, którzy mieszkali na takich samych blokowiskach jak my wszyscy, niektórzy wywodzą się z rozbitych rodzin, czy nawet z rodzin patologicznych, a mówią o tym, że wszystko to można przezwyciężyć, pokazują młodym ludziom drogę, stając się dla nich autorytetami. To jest absolutnie fascynujące i należy to docenić. Taka kontestacja jest dla niego wartością, niezależnie od polityki, w której można się z raperem nie zgadzać. - Nie poszukiwałem hip-hopu patriotycznego. Zobaczyłem wywiady z Peją czy z O.S.T.R.-ym, a potem zacząłem kupować ich płyty. Uznałem, że jest to nowa forma tej kontestacji, z której ja sam wyszedłem. Jak mówi, opowieść o Annie Walentynowicz, którą opisał w książce „Anna Solidarność”, to właśnie historia z tego gatunku: - Pisałem tą książkę jako naukową, z pewną dyscypliną, aparatem naukowym, ale o tym przestawałem myśleć i po prostu płakałem. To jest opowieść, która normalnego Polaka, musi złapać za serce. Jak wspomina, Anna Walentynowicz potrafiła być twarda i niezłomna, gdy każdy inny by się załamał. - Chwilami ja się załamywałem, mówiłem, że to wszystko nie ma sensu, że w IPN sprawy idą w złym kierunku, że Wałęsa dostał status pokrzywdzonego i oni to wszystko „skręcą”, że jest jeden wielki fałsz… Pamiętam, jak do mnie zadzwoniła, jeszcze na stacjonarny telefon i ochrzaniła mnie, że mam się wziąć w garść i robić swoje. Dziś w Gdańsku-Wrzeszczu, koło jej dawnego mieszkania, stoi pomnik Anny Walentynowicz. Władze miasta robiły wszystko, by Anny Solidarność nie upamiętnić. - To był cyrk, który urządziły władze miasta strasząc ludzi, że chcą wam zamienić Aleje Zwycięstwa na Anny Walentynowicz, a to gigantyczna ulica, wszyscy będziecie musieli ponieść koszty zmiany dowodów… Ośmieszano ten pomysł, w „Gazecie Wyborczej” były artykuły, że chcą beatyfikować Annę Walentynowicz i pewnie jeszcze błogosławiona albo święta trzeba będzie dopisać do tej nazwy. Wydawało się to wszystko nie do przeprowadzenia. A teraz stoi koło jej mieszkania piękny pomnik, z którego patrzy na nas zafrasowana i zamyślona. I myśli pewnie, że niezupełnie tak powinniśmy dziś to wszystko robić, tylko trochę inaczej…