Przejdź do treści

Muzyk zagrał Komorowskiemu pieśń gangsterów z „Ojca Chrzestnego”


Muzyk, stolarz, działacz Solidarności Walczącej – Edward Pohl to postać niezwykle barwna. Bronisława Komorowskiego i innych polityków III RP przyjeżdżających do Poznania zwykł witać grając im na klarnecie, ku konsternacji służb porządkowych, melodię z filmu „Ojciec chrzestny”. Odważny, czasem nadmiernie popędliwy w sądach o ludziach, o niewyparzonym języku, jako jeden z pierwszych opozycjonistów w Poznaniu walczył o prawdę o Katyniu. Edward Pohl był gościem Piotra Lisiewicza w „Wywiadzie z chuliganem” w Telewizji Republika. W podpoznańskim Kórniku jest dziś ulica Edwarda Pohla, jednego z organizatorów Powstania Wielkopolskiego. Jego wnuk nazywa się identycznie i walczy bezkompromisowo z III RP, tak jak wcześniej z chwilami wręcz przesadną – zdaniem wielu kolegów z pracy - odwagą walczył z komuną. Był jednym z twórców robotniczej Solidarności. W latach 80. jako stolarz w nieistniejących dziś praktycznie poznańskich Zakładach Naprawczych Taboru Kolejowego (ZNTK) zajmował się wyrobem kijów, oficjalnie będących drzewcami do transparentów, jednak przede wszystkim służącymi do bicia ZOMO. Można powiedzieć fachowo, że były one wielofunkcyjne. Składałem takie rurki cienkościenne, bo teleskopowe tyczki były drogie, nie było nas na nie stać. Jak ktoś szedł z długim kijem na manifestację, to był zatrzymywany przez milicję. A te moje można było złożyć i włożyć pod pachę. Były bardzo przydatne – charakteryzuje. Produkował też bombki z farbą, która rozpryskiwała się po milicyjnych radiowozach. Zacząłem produkować z kolegami bombki farbowe. Z kolejowej żarówki wyjmowaliśmy gwint i napuszczaliśmy tam farbę – białą, czarną lub czerwoną. To była rzadka farba, a jak się dodało trochę nitro, to szybko schło. Jak rzucaliśmy tym w samochody milicyjne, to współczuć należało zomowcom, którzy musieli to wyczyścić. W „Wywiadzie z chuliganem” Edwrd Pohl opowiedział o tym, dzięki czemu możliwy był fenomen robotniczej Solidarności. Jest zwolennikiem tego, by Lech Wałęsa, który donosił na kolegów z zakładu pracy, stracił Nagrodę Nobla: Powinien go stracić, oczywiście w sensie honorowym, bo jak chodzi o pieniądze, to ich już nie ma. Ktoś, kto zna prawdę, a mi to toleruje taką sytuację, staje się współwinny, bo to rozzuchwala szubrawców. Nie wolno tolerować tych wszystkich „Bolków” i „Alków”. Bo jak będzie ktoś tłumaczył moim prawnukom, kim byli ci, co podpierali tę komunę, to one nie uwierzą.