Przejdź do treści

Joanno Racewicz - wdowo po "Janosiku" - witaj w klubie!


Proszę uważnie przeczytać ten tekst.

To słowa Stefana Niesiołowskiego: Wystąpienie Kaczyńskiego było niebywale zakłamane i agresywne. Afera Amber Gold nie ma żadnego związku z rządem. Afera taśmowa Serafina w najmniejszym stopniu nie obciąża rządu (...) a ekshumacje obciążają rodzinę pani Walentynowicz. Niech Kaczyński zwróci się z pretensjami do rodziny Walentynowicz, czyli do tych, którzy źle rozpoznali ciało. Rząd zachował się znakomicie w temacie Smoleńska. Przy takim zniszczeniu, takim zmasakrowaniu ciał, jedna pomyłka to jest nic! W wielu tego typu sytuacjach, ciała chowa się razem, bo nie ma możliwości ich rozdzielić. My te pogrzeby zorganizowaliśmy w dwa tygodnie i jest tylko jedna pomyłka. (…) Niech rodziny same do siebie maja pretensje. Dziś ci, którzy się pomylili przy identyfikacji bliskich, agresją próbują zakryć swój błąd. Pomyłka jest możliwa, nie chcieli źle, ja nie mam do nich pretensji, ale zamiast przyznać się do pomyłki, idą w zaparte i obrażają prokuratora i plują na rząd. Niech rodziny przyznają się do pomyłki, bo oskarżają wszystkich, tylko swojej pomyłki nie widzą. Nie ma podstaw, żeby wierzyć rodzinie Anny Walentynowicz, bo oni biorą udział w agresywnej akcji PiS. Dla mnie są całkowicie niewiarygodni. (…) Całkowicie grają politycznie! Biorą udział w nagonce na rząd i marszałek Kopacz. Niech ich boli własna nieudolność. Dlaczego państwo ma ponosić winę za złe rozpoznanie zwłok przez rodzinę? Jest kilka rodzin ofiar katastrofy smoleńskiej, które uprawiają polityczną grę. (…) Ja nie rozumiem, o co trwa w Polsce od tygodnia piekło. Dwie rodziny się pomyliły. Zdarza się. Ale te rodziny nie powinny brać udziału w politycznej akcji przeciwko rządowi.

A to są słowa Joanny Racewicz: W Moskwie nam powiedziano, że trumny zostają zamknięte na zawsze. Że w Polsce nie będzie już szans na ich otwieranie. A teraz nie mam pewności, czy w grobie leży mój mąż - mówi Joanna Racewicz, żona śp. kapitana BOR Pawła Janeczka, szefa ochrony prezydenta Lecha Kaczyńskiego - w rozmowie z tygodnikiem "Wprost".

Opowiada o spotkaniu w Moskwie. - Pamiętam takie spotkania, takie przekazy wtedy w Moskwie: proszę państwa, proszę się dobrze zastanowić, bo w Polsce nie będzie już szans na otwieranie trumien. Bo takie są procedury, takie są przepisy sanitarne. Nie pamięta dokładnie czy o tym mówiła ówczesna minister zdrowia Ewa Kopacz, czy minister Arabski czy któryś z polskich konsuli. Jednak jest pewna, że takie zdanie padło. - I teraz, kiedy słyszymy, że przecież nikt nam nie zabraniał otwierania trumien w Polsce czuję się oszukana. […] Są tacy, którzy mówią, że na tym wielkim bezmiarze tragedii mogły się zdarzyć pomyłki. Drudzy, że tych pomyłek jest za dużo i one się układają w potworną łamigłówkę - mówi rozgoryczona. - Nie wiem dlaczego tak długo kazano nam wierzyć w godz. 8.56. W pierwszym tomie akt znajdują się zeznania pana porucznika z wieży kontroli lotów na Okęciu. O 8.42 dostał sygnał od pilotów z JAKA, że TU- 154M spadł. Wiedzieliśmy o tym minutę po zdarzeniu. Dlaczego mówiono więc, że samolot spadł o 8.56. Chcę wierzyć, że to tylko czyjeś roztargnienie, zaniedbanie. […] Nie znam się na mechanice, ale destrukcja tego samolotu, nie zgadza się z siłami, które tam działały. On spadł z kilku metrów. Byłam tam. Wygląda jak ściśnięta puszka po coli - opowiada, wspominając tamte chwile.
Uważa, że jeśli prokuratura badała tzw. wątek dotyczący zamachu, to zbadanie go bez ekshumowania wszystkich ciał jest niemożliwe. Na pytanie, czy będzie ekshumować męża, mówi, że to jest strasznie trudne. - Tak naprawdę nie do przeżycia. […] A z drugiej strony, ja też pewnie kiedyś będę leżeć w tym grobie. I chciałabym mieć pewność, że będę leżeć obok swojego męża, a nie jakiegoś innego człowieka. […] - mówi.

Wspomina, jak była w Moskwie: "Niby tam byłam i mogę być w tak zwanej grupie (biorę to w ogromny cudzysłów) szczęśliwców, którzy mają prawo nosić w sobie przekonanie, że wszystkiego dopilnowali. Że kiedy idę na Powązki - idę na grób męża. A tak naprawdę ostatnio wszystko runęło. […] Syn Anny Walentynowicz też był przy mamie, też ją rozpoznał. […] Przecież usłyszeliśmy od prokuratora generalnego, że to rodziny ofiar ponoszą odpowiedzialność za pomyłki, za zamiany ciał… […]

Jest w niej mnóstwo wątpliwości. "Nie wiem czy to są plotki, […], ale słyszę historie, że podczas transportu odpadły z trumien tabliczki z nazwiskami i Rosjanie przybijali jak popadło. […] Jeden z prokuratorów powiedział mi: jest pani w szczęśliwej sytuacji, bo jest pani jedyną osobą, której mąż został sfotografowany na stole sekcyjnym" - wspomina.

Mówi też, że w rosyjskich dokumentach nic się nie zgadza. - Ani grupa krwi, ani żadne przebyte choroby. Opisali, że miał otwarte złamania, a nie miał. Że miał rozedmę płuc… Coś z nerkami, coś z wątrobą. A Paweł był wysportowanym mężczyzną, biegał w maratonach. […] W dokumentach rosyjskich to mężczyzna schorowany o grupie krwi ARh+.[…] - opowiada Joanna Racewicz.

cytowane wypowiedzi za portalami: Onet i Wirtualna Polska