Przejdź do treści

"Mamusia nie mogła uciekać"


Redakcja vod: fragment wspomnień opublikowanych na portalu kresy.pl

"Moja rodzina pochodzi z Zasmyk gmina Lubitów powiat Kowel - wspomina Wacław Gąsiorowski. - Urodziłem się w 1929 r. Moi rodzice mieli na imię Władysław i Amelia z Wiśniewskich, prowadzili gospodarstwo rolne o powierzchni 12 ha. Miałem jeszcze trzech braci Czesława, Ludwika i Stanisława. W naszym domu, jak pamiętam, zawsze panowała patriotyczna atmosfera. Ojciec walczył w Legionach marszałka Józefa Piłsudskiego i często nam o swych bojach opowiadał. Jak jeździliśmy do Kowla, to wskazywał nam miejsca, w których walczył. Zawsze nas uczył, że krwi dla Ojczyzny żałować nie wolno. Dodam też, że ojciec był także osadnikiem wojskowym i gospodarstwo w Zasmykach dostał za udział w walkach, zwłaszcza zaś za uczestnictwo w wojnie 1920 r. z bolszewikami. Ukraińcy mu tego nigdy nie zapomnieli. We wrześniu 1939 r. , gdy wracał furmanką z Kowla, napadli go w lesie i ciężko pobili. Pochowaliśmy go w Zasmykach. Zatłukli go praktycznie na śmierć. Koń z jego ciałem jakoś doczłapał się do domu. Pochowaliśmy ojca na cmentarzu w Zasmykach. Była to pierwsza ofiara mordów ukraińskich w naszej miejscowości. Miałem wtedy 10 lat i bardzo śmierć ojca przeżyłem. Nie bardzo zdawałem sobie sprawę z tego, co dzieje się na Wołyniu, ani z tego, że ukraiński sąsiad może zarąbać polskiego sąsiada. Matka starała się mnie chronić przed tymi wszystkimi okropieństwami. Do 1943 r. jakoś w Zasmykach dało się żyć. Owszem, trwała wojna, ale do naszej wsi związane z nią wydarzenia nie docierały bezpośrednio. Ja co prawda szybko dorastałem, ale dalej nie zdawałem sobie sprawy z tego, co nam grozi. Razem z braćmi pomagałem matce prowadzić gospodarstwo i jakoś się żyło. W 1943 r. jak zaczęły się rzezie Polaków, matka zachorowała. Pojechałem z nią do lekarza w Budkach Ossowskich, który ją leczył. Miejscowość ta była odległa od Zasmyk o jakieś 25 kilometrów. Przespaliśmy się u jakiegoś gospodarza, znajomego mamy. Nad ranem zostaliśmy obudzeni przez hałas na dworze. Okazało się, że Ukraińcy otoczyli wieś i zaczynają łapać i zbierać Polaków. Wyciągnęli nas na podwórko. Mamusia nie mogła uciekać. Postanowiłem z nią zostać. Jeden z Ukraińców trzymał mnie za rękę, a trzech położyło matkę na ziemi i zaczęło ją przeżynać! Jak bluznęła krew, mama krzyknęła - Wacek uciekaj! - Wyrwałem się tym bandziorom i zacząłem uciekać. Strzelali za mną, ale nie trafili. Twarze ukraińskich morderców , którzy przeżynali mamę piłą, zapamiętałem na całe życie! Wciąż w moich uszach rozbrzmiewa krzyk mordowanej matki. Niektórych ze zbirów zadających jej śmierć w męczarniach rozpoznałem. Jeden z nich Iwan Rybczuk żyje jeszcze i mieszka w Gruszówce. To on przeżynał matkę piłą. Po wojnie wpadł w łapy NKWD i odsiedział w łagrze 15 lat. Teraz jest kombatantem i chodzi w aurze bohatera walczącego o wolność Ukrainy. Ma pewnie wiele odznaczeń i dodatek kombatancki. Ja wtedy przez las uciekłem do Zasmyk. Po jakimś czasie wstąpiłem do oddziału samoobrony. By do niego się dostać, musiałem oszukać „Jastrzębia” i powiedzieć, że jestem starszy. Dzieci bowiem do partyzantki nie przyjmowano. Trafiłem do plutonu, którym dowodził ppor. „Nagiel” czyli Jan Witwicki..."

Film: Pamięci wydarzeń na Wołyniu opublikował krywoj