Przejdź do treści

"Gdyby nie Solidarność, nie byłoby pielgrzymek". Niesamowita historia kapłana.


Zawsze bardzo ważne było dla mnie, żeby pielgrzymka służyła komunikacji między ludźmi w różnym wieku, żeby nie przerwać łączności pokoleń, żeby m.in. idee solidarności były przekazywane dalej. To mi się udało i ubecja nie mogła tego znieść - z ks. STANISŁAWEM ORZECHOWSKIM, zwanym „Orzechem”, w 50. rocznicę święceń kapłańskich, rozmawia MAGDALENA PIEJKO

Po co ludzie chodzą na pielgrzymki?
Często sobie zadawałem to pytanie i zastanawiałem się, czy przypadkiem na pielgrzymkę nie chodzą wariaci, którzy tylko szukają okazji, żeby uciec z domu. Na dodatek oni jeszcze pociągają innych, dając – mówiąc językiem kościelnym – świadectwo, jak to pielgrzymowanie na nich wpłynęło. Mogę ci powiedzieć jedynie, dlaczego ja od 34 lat co roku chodzę na pielgrzymkę. Kiedy miałem 19 lat i byłem po pierwszym roku studiów w seminarium, okazało się, że mam w płucach dziury wielkości pomarańczy. Wtedy zmysł wiary poprowadził mnie na Jasną Górę. Po trzech miesiącach dziury zniknęły. Matka Boża ratowała mnie kilkakrotnie, także wtedy, kiedy miałem raka krtani. Powstała nawet na ten temat praca magisterska. Poza tym, jestem tu potrzebny. Mam duże poczucie humoru i jak mówię prelekcje, to wtedy pielgrzymom łatwiej się idzie i mniej im doskwierają bąble na nogach. Pielgrzymka jest także dobrą okazją, żeby poznać siebie. Zawsze na drugim etapie wyłączamy tuby i wtedy kilka tysięcy ludzi idzie w całkowitej ciszy – to jest dobry czas, żeby poznać i pokochać siebie. Bez tego nie poznamy Pana Boga.

Kiedy rozpoczynał ksiądz organizowanie pielgrzymek w latach 80., pielgrzymi mieli także dużo „dodatkowych atrakcji” ze strony bezpieki.
Tak, właściwie to wrocławska pielgrzymka nigdy by nie powstała, gdyby nie Solidarność. To ten ruch wywalczył prawo do organizowania pielgrzymek przez wszystkie diecezje, to było zawarte w postulatach Solidarności dotyczących wolności religijnej. Od początku, tj. od 1981 r., na pielgrzymce pojawiali się tajniacy, którzy próbowali jakoś nam przeszkodzić. Kornel Morawiecki, Tomasz Wójcik to stali pielgrzymi, którzy byli z nami od początku. Pielgrzymka miała nawet osobną grupę, w której szli internowani po wyjściu na wolność. Mój przyjaciel ks. Jerzy Popiełuszko inaugurował jedną z pierwszych pielgrzymek ludzi pracy. Po prelekcjach często znajdowaliśmy szpilki w drucikach od nagłośnienia. Po jednej takiej akcji sabotażu, do której doszło w Oleśnicy, zarządziłem, żeby druciki niosły kobiety, ponieważ zakładaliśmy, że w UB nie było kobiet (co tylko po części okazało się prawdą).

Słynna jest anegdota, jak ubecy przyjechali na jedną z pielgrzymek czarną wołgą i chcieli księdza aresztować…
Tak, przyjechał nią naczelny ubek Wrocławia, niejaki Błażejewski. Wtedy pielgrzymi podnieśli ten samochód, wytrzepując z niego towarzysza. Wyszedł z niego rozwścieczony i wysyczał do mnie: „Ostrzegam księdza już ostatni raz”. Innym razem, już po tym jak zamordowali księdza Popiełuszkę, schowałem się przed nimi w kurniku. Jakaś naiwna siostra wskazała im do mnie drogę. Kazali mi wtedy wejść do samochodu, ale powiedziałem im, że mam jak najgorsze skojarzenia z samochodami po tym wszystkim i chcę rozmawiać z nimi tutaj, w kurniku. Wtedy ubek – a było to na chwilę przed 1989 r. – poinformował mnie, że jest to moja ostatnia pielgrzymka. Później się dowiedziałem, że byłem 11. na liście księży przeznaczonych do zlikwidowania przez UB.
Zawsze bardzo ważne było dla mnie, żeby pielgrzymka służyła komunikacji między ludźmi w różnym wieku, żeby nie przerwać łączności pokoleń. Po to, żeby idee Solidarności były przekazywane dalej. To mi się udało i wciąż udaje, i ubecja nie mogła tego znieść.

Denerwowali się, że ich „maszynka ubecka” nie działa?
Tak, oni dawali odczuć ludziom, że bardzo ważne jest dla nich, żebyśmy uważali, że są supersprawnym państwem w państwie, taką supersprawną „maszynką”, jak to określali. Na jednym z przesłuchań położyli przede mną zdjęcia z pielgrzymki i jeden z nich zadał to swoje sztampowe pytanie: – Co to jest? To jest pielgrzymka czy manifestacja polityczna? – To są z pewnością piękne zdjęcia – odpowiedziałem mu, bo naprawdę były bardzo dobre, nas na takie nie było wtedy stać, dobry papier, błyszczące… – Nasza maszynka działa bez zarzutu, wiemy wszystko, odpowiedział. Po jakiejś chwili zostawił mnie na chwilę i wtedy wybrałem sobie te zdjęcia, które mi się najbardziej podobały i schowałem za pazuchę na pamiątkę. Pomyślałem sobie wtedy: No to zobaczymy teraz, czy ta wasza supermaszynka tego nie wykryje. No i niczego nie zauważyli.