Przejdź do treści

​To ja, killjoy, czyli „popsuj-zabawa”. Młoda krytyczka uderza w kulturalne sitwy


„Lubię to zestawienie. Ziuk jest sexy, nasza historia jest sexy, polskość jest sexy” – napisała porównując zdjęcia Józefa Piłsudskiego i Brada Pitta. Jej teksty podważające wartość dzieł najbardziej wpływowych nowoczesnych artystów wywołały oburzenie w tym środowisku. „Nie godzę się na to, że obszar sztuki jest dziś „etyczną enklawą” - taki stan rzeczy, dla konserwatystów jest nie do przyjęcia” – napisała Karolina Staszak. W ostatnią niedzielę była ona gościem Piotra Lisiewicza w „Wywiadzie z chuliganem” w Telewizji Republika.

Najbrutalniej – przynajmniej w rozumieniu tego środowiska - pismo „Arteon”, którego redaktorem naczelnym jest Karolina Staszak, zaatakowała feministka Izabela Kowalczyk, stwierdzając, że jest ono „przyczółkiem poglądów na sztukę wyrażonych przez Jarosława Kaczyńskiego” (choć w rzeczywistości piszą tam ludzie różnych poglądach). 

“ Karolina Staszak pisze o sztuce z konserwatywną wrażliwością trochę podobną do śp. Jacka Kwiecińskiego. W ten sposób naraziła się najstraszniejszej mafii w Polsce, nazwanej jakiś czas temu „mafią bardzo kulturalną” – mówi Piotr Lisiewicz, autor „Wywiadu z chuliganem”.

Karolina Staszak nie lubi być szufladkowana ideologicznie. Podkreśla, że jest wegetarianką. Ale zabijanie ludzi uznaje za zdecydowanie gorsze od zabijania zwierząt, więc wegetarian, którzy chodzą na proaborcyjne marsze, uważa za hipokrytów. O Natalii Przybysz, obrończyni praw zwierząt, która pochwaliła się dokonaną przez siebie aborcją, napisała: Pochylać się nad zwierzątkiem i przyznać się do aborcji dokonanej ze względu na chęć prowadzenia wygodnego jak dotąd życia. Bohaterka naszych czasów. Przez takie bohaterki zaraz po tym jak mówię że nie jem mięsa szybko dodaję: „jestem totalnie pro-life!.

 Pisząc o nowoczesnej sztuce nie uznaje autocenzury. Najbardziej irytujące „dzieła sztuki” to kilkuelementowe rebusy, w których odgadywaniu biegły jest przede wszystkim kurator promujący artystę – uważa. Porusza tematy tabu - w odpowiedzi na wyniki uczelnianych konkursów dla młodych artystów zadała pytanie, jaki jest związek pomiędzy listą zwycięzców, a wpływami ich promotorów. Gdy przeczytała, że sztuka nowoczesna powinna potwierdzać sens czasów, w których żyjemy odpowiedziała, że czasy te są raczej parszywe: Nie chcę, by potwierdzała mi ona sens czasu, w którym żyję, taka sztuka byłaby wprost nie do zniesienia. Głośno było o jej tekście w „Arteonie”, w którym bez ogródek napisała o tym, co myśli na temat jednego z najbardziej promowanych na autorytet przez artystyczne uczelnie oraz „Gazetę Wyborczą” artystów – Zbigniewie Liberze. Jego film „Obrzędy intymne”, gdzie pokazuje on swoją nagą, nie mogącą samodzielnie funkcjonować babcię, którą przewija i myje, uznawany był dotąd za jedno z bardziej uznawanych dzieł sztuki krytycznej. Babka Libery nie została upamiętniona, została perfidnie wykorzystana – napisała tym czasem Staszak.

„Killjoy” - to pojęcie wzięła od holenderskiego historyka Johana Huizingi. Kim jest killjoy? 

Działam jak killjoy (popsuj-zabawa). Nie interesują mnie towarzysko-instytucjonalne gry, którym oddają się uczestnicy artworldu. Jako krytyk nie szukam dla siebie wymówek wskazując na „systemowe” uzależnienie krytyki od instytucji. Przede wszystkim nie godzę się na to, że obszar sztuki jest dziś „etyczną enklawą” - taki stan rzeczy, dla konserwatystów jest nie do przyjęcia – pisze Karolina Staszak.

Jak stwierdza, „wszystko co robi killjoy, robi „z ważnych dla siebie powodów”, ważniejszych niż szukanie rozgłosu, czy potrzeba lansu”. Narusza reguły gry, które są podstawowym warunkiem jej istnienia, narażając się przy tym na ostracyzm i napiętnowanie, psując zabawę ważniejszym graczom. 

Ostatnio odniosła się swoim stylu do faktu, że prezydent Poznania Jacek Jaśkowiak złamał zasady demokracji, doprowadzając do usunięcia z poznańskiej galerii miejskiej „Arsenał” jej konserwatywnego dyrektora Piotra Bernatowicza. Wcześniej wygrał on konkurs na dyrektora rozpisany przez… Jaśkowiaka. Wszyscy dookoła mówili: „Jacek Jaśkowiak? Liczycie na uczciwość? Postawę demokraty? Wolne żarty, przecież to kodziarz. Żaden ideowiec, zwyczajny cynik”. Gdyby nie było mi żal zespołu, napisałabym - świetny obrót sprawy, maski spadły, krzykacze się pokompromitowali (poziom tych ludzi jest naprawdę żenujący, ich „komcie” i „heheszki”, nieumiejętność wejścia w dialog, a raczej absolutna do niego niechęć, nieumiejętność odniesienia się do faktów, łapanie się drobiazgów... - no błagam), Piotr mógł odczuć, że ma solidne wsparcie od bardzo różnych osób od prof. Kozłowskiego po ZPAP i w końcu zajmie się krytyką sztuki na cały etat. Ale szkoda tego bardzo młodego zespołu, który stworzył. Naprawdę współczuję. No i szkoda demokracji... tzn. w sumie nie szkoda, bo wiadomo, że to ściema, zwłaszcza w wykonaniu jej rzekomych obrońców, zwłaszcza tych z lewej.