Przejdź do treści

Jako 15-latek rzucił szkołę, był rockandrollowcem, wydawał Gombrowicza. Wyszkowski jakiego nie znacie.


Gdy był przedszkolakiem odwiedzał ojca, żołnierza Kedywu AK, w stalinowskim więzieniu. W sąsiednich celach mordowano ludzi. Nienawidził komuny tak bardzo, że szkołę narzucającą komunistyczny światopogląd rzucił w I klasie liceum. Podziemne książki wydawał jako oficyna „Punk”, a jego celem było zaszczepienie antykomunizmu rockandrollowej młodzieży. – Dla wielu ta przeszłość Krzysztofa Wyszkowskiego będzie zaskoczeniem, ale gdyby nie ona, może nie byłoby dzisiejszego „pogromcy Bolka”. Bo do tego trzeba być wyćwiczonym w walce z „całym światem” - zapowiada nowy odcinek „Wywiadu z chuliganem” Piotr Lisiewicz. Dziś głośno jest o nim przy okazji procesów z Lechem Wałęsą, jednak media broniące „Bolka” niechętnie wspominają o tym, że Wyszkowski nie tylko przyjmował Wałęsę do opozycji, ale i wymyślił nazwę „Solidarność”. Krzysztof Wyszkowski to kolejna po Joannie i Andrzeju Gwiazdach, Jadwidze Chmielowskiej czy Antonim Macierewiczu legenda antykomunistycznej opozycji, która zdecydowała się w „Wywiadzie z chuliganem” opowiedzieć swoją historię, która jest nie tylko całkowicie różna od propagandy III RP, ale i ugrzecznionych opowieści o bohaterze. Od czego zaczęło się „chuligaństwo” Wyszkowskiego? Może od buntu przeciwko nauczycielce, która w II klasie olsztyńskiej podstawówki biła dzieci linijką? Ta pani biła nas po wewnętrznej stronie dłoni. Mogłem wytrzymać, gdy bito mnie, wtedy nie czułem krzywdy. Ale gdy nauczycielka wzięła koleżankę i był ten widok linijki spadającej na delikatną skórę wewnątrz dłoni, to było powyżej mojej wytrzymałości i wrzasnąłem: „Tego nie wolno robić!”. Pani wezwała rodziców i miałem przeprosić. Odmówiłem, bo uważałem, że mam rację – wspomina. Był uważany za klasowego geniusza, pani od matematyki zlecała mu poprawianie kartkówek. Siedział za biurkiem nauczyciela, poprawiał prace i wystawiał stopnie. Ale gdy w VII klasie dowiedział się, że w ramach nauki historii będzie „wychowanie obywatelskie”, w czasie którego przyswoić ma wiedzę o Sejmie, Radzie Państwa i roli PZPR oświadczył stanowczo: „Ja się tego uczyć nie będę”. Na mocy układu zawartego z dyrektorką siedział na korytarzu („tylko nie wychodź ze szkoły i nie rozrabiaj!). Komiczne skutki miała odmowa uczestnictwa w strzelaniu na lekcjach PO w proteście przeciwko chamstwu „trepa” z LWP. W efekcie został przeniesiony do grupy… dziewczyn. Dopóki uczyliśmy się teorii, wszystko było w porządku. Ale przyszedł czas na bandażowanie klatki piersiowej. Dziewczyny zaczęły piszczeć. W efekcie znowu wylądowałem na korytarzu – wspomina Wyszkowski. W I klasie liceum zrezygnował ze szkoły i zatrudnił się jako goniec, bo robotnikiem mógł zostać dopiero po 16 roku życia. To była wielka radość, wyzwolenie. Chciałem być wolnym człowiekiem – wspomina. A literaturę i książki filozoficzne pochłaniał pod kierunkiem olsztyńskich bibliotekarek, z przedwojennym, wileńskim wykształceniem. Zanim przyszły czasy WZZ i Solidarności, Wyszkowski starał się organizować bunt młodzieży przeciwko komunie. Przyjaźnił się ze znacznie starszym, niedawno zmarłym Franciszkiem Walickim, nazywanym ojcem polskiego rockandrolla, autorem tekstów piosenek Czesława Niemena czy Czerwonych Gitar. Jak trafił do punków? Uważałem, że trzeba przeciwstawiać komunizmowi jakieś szersze środowiska. Te, które chcąc nie chcąc, przez sam styl życia, podejmowały spór, jeżeli nie walkę z komunizmem – mówił. Sam nie będąc punkiem opiekował się taką grupą uczniów liceum w Gdańsku, którzy utworzyli takie pisemko ulotne „Zjadacz radia”. Genialny tytuł. Pisali o tym,  jak młody człowiek, mówiąc brutalnie, rzyga tą konformistyczną rzeczywistością. Dawałem im narzędzia do druku – wspomina. Punki urządziły sobie siedzibę koło dachu jednego z „falowców” gdańskich. To była budka nad windą, pomieszczenie mechanika. Pewnego wieczoru grali tam muzykę. I nagle patrzą, a przez okienko wystaje lufa kałasznikowa. Okazało się, że otoczył ich cały oddział milicjantów bronią w ręku. Sądzili oni, że punki to jest jakiś oddział angielski, który dokonał tu desantu na dach falowca. To brzmi dziś śmiesznie, ale pokazuje, jak władza bała się jakiejkolwiek inności – opowiada Wyszkowski. Wyszkowski był pierwszym podziemnym wydawcą książek Witolda Gombrowicza. Przemycaną nielegalnie literaturę otrzymywał dzięki przyjaźni z Tadeuszem Kadenacym, wnukiem siostry Józefa Piłsudskiego. Co sądzi o dzisiejszym, prostackim powoływaniu się na Gombrowicza przez Salon? Jakaś pani, która napisała biografię Gombrowicza, bierze udział w protestach KOD-u. To jest jakaś tragedia, wstyd, zupełne brednie – komentuje Wyszkowski. A potem przyszły czasy „poważnej” opozycji. Ale o nich więcej  w "Wywiadzie z chuliganem" w Telewizji Republika.