Przejdź do treści

Piotr Lisiewicz: Wszystkie maskirowki Grzegorza Brauna. Analiza metod szkodliwego manipulatora


Najważniejsze według Grzegorza Brauna pytanie o Smoleńsk brzmi: „Na jakiej podstawie utrzymują niektórzy, że ten samolot, który tam kołuje, startuje z płyty okęckiej, że to ten sam samolot widzimy w wielu tysiącach szczątków mniejszych i większych na podejściu do lotniska Smoleńsk Siewiernyj?”. Gdy Braun postuluje powstanie w Polsce fortu imienia I sekretarza Komunistycznej Partii Chin, a Antoniemu Macierewiczowi zarzuca, że jako minister prowadził „obłędną politykę”, w części elektoratu prawicowego uchodzi mu to na sucho. Jakim cudem? To jest tekst o metodzie manipulacji Grzegorza Brauna.

Dokładnie pamiętam dzień, w którym moje zaufanie do Grzegorza Brauna spadło do zera. To był 20 października 2014, a Braun pojawił się na Konferencji Smoleńskiej. Każdy może przeanalizować PONIŻEJ filmik z tego wydarzenia słowo po słowie, klatka po klatce. I nie wydaje mi się, by ktokolwiek myślący i uczciwy, mógł dłużej wierzyć w czyste intencje Brauna.

Patriotyczny, radykalny, zachwycająco skromny

Film ten tym różni się od innych, że Braun stara się jako osoba z sali wygłosić pogląd, o którym wie, że słuchacze, uczestnicy konferencji, przyjmą jako niewiarygodny, a nawet podważający ich zaufanie co do jego intencji.

Trudno by było inaczej, skoro zasugerować zamierza, że możliwe jest, iż w Smoleńsku rozpadł się inny samolot niż ten, który wyleciał z Warszawy. Co mogą czuć słuchające tego rodziny ofiar? Dlatego metodę Brauna widać w tym przypadku w przejaskrawieniu, bo trudno mu mu zamaskować mechanizm manipulacji, którym się posługuje.

Najpierw Braun buduje zaufanie do swojej osoby. Planując wygłosić tezę zdaniem większości sprzeczną ze zdrowym rozsądkiem, najpierw podlizuje się uczestnikom konferencji: „bardzo dziękuję organizatorom, gospodarzom tej konferencji za to, że działają. I ja jestem pewien, że ojczyzna wam tego nie zapomni”. Oto badacze, którzy w TVN przedstawiani są jako oszołomy, słyszą wzruszające słowa. Prawie że łzy napływają do oczu.

Braun zdaje sobie sprawę, że na sali siedzą radykalni przeciwnicy rządu PO-PSL. Bo trudno nie być takim po Smoleńsku. Leje więc miód na ich uszy i przedstawia się jako większy radykał od polityków PiS. Strofuje ich nawet: „Strasznie mnie boli, jak pan profesor Gliński mówi >>polski rząd<<, >>polskie władze<<, to i tamto… No jeżeli się będziemy umawiać kurtuazyjnie nazywać ten tubylczy, warszawski rząd, tę administrację, polskim…”. 

Udaje się, są oklaski, prawdziwy zuch! No to Braun idzie za ciosem i mówi: „właśnie ta konferencja tworzy takie miejsce, w którym można po imieniu różne rzeczy nazywać”. Pięknie, nikt nie wyraził lepiej tego, co myślimy wszyscy!

Teraz nasz bohater demonstruje osobistą skromność: „Jestem magistrem polonistą i bywam reżyserem filmowym, a nie badaczem”, „Ja jestem tylko obserwatorem i marginalnym uczestnikiem życia publicznego”. Nie dość, że szaleńczo odważny, to jeszcze zachwycająco skromny.

A wszystko po to, by padło słowo „inscenizacja”

I teraz zaczynamy dochodzić do tego, czemu służą wcześniejsze zaloty. Oto Braun zaczyna długo i w sposób mało zrozumiały opowiadać o wypowiedzi prof. Chrisa Cieszewskiego na temat tego, że ze zdjęć satelitarnych wynika, iż na miejscu przyszłej katastrofy znajdują się białe plamy, które początkowo badacze uznali za śnieg, ale potem okazało się, że śniegiem nie są. Jak tłumaczy Braun, jeśli ma znaczenie, to co mówił Cieszewski „to wszystkie inne pasjonujące referaty mają wtedy pozór dorabiania skomplikowanych obliczeń do układu ptolemejskiego” (który obalił Kopernik).

Tu okazuje się, że nie wszyscy uczestnicy poddali się urokowi Brauna i niektórzy zaczynają się irytować tym co wygaduje i do czego zmierza. „Konkrety, proszę pana, mamy mało czasu” – pada w tle. Na to Braun swoje: „Najmocniej przepraszam. Ale dzielę się przekonaniem, że to jest najważniejszy punkt zeszłorocznej konferencji, tegorocznej konferencji”. 

Mimo irytacji sali dąży do swojej puenty, wypowiedzianej trochę mniej śmiało niż w innych internetowych filmikach, bo audytorium zna się na omawianych sprawach: „Dlatego że jeżeli to nie ma znaczenia, no to niech zostanie to głośno powiedziane. Jeśli zaś ma, no to jałowa jest praca polegająca na poruszaniu się w salonie krzywych luster i ustalaniu na podstawie jednych odbić, co też może być rzeczywistością w drugim krzywym lustrze, jeśli cała sytuacja smoleńska była INSCENIZACJĄ. Jeśli. Mówię >>jeśli<<”.

Publicystka Sputnika broni teorii Brauna o Smoleńsku

Kurtyna. Oto nasz radykał, odważny i skromny, urok swój roztaczał właśnie po to, by wygłosić teorię, która w oczach wielu degraduje całą konferencję jako miejsce wygłaszania poglądów niepoważnych.

W internecie swoje teorie w sprawie Smoleńska Braun wypowiada bardziej wyraziście. 12 kwietnia 2019, a więc zaledwie miesiąc temu mówi o tupolewie, który „10 kwietnia 2010 r. rankiem miał wystartować z okęckiego lotniska. Mówię >>miał wystartować<<, bo pokazano wprawdzie fragmenty nagrania z jednej z kamer lotniskowych, z dużej odległości widzimy sylwetki ludzi, którzy do tego samolotu wchodzą, no ale prawda taka, że nie wiemy kto ostatecznie wchodzi i nie wiemy, dokąd ten samolot odlatuje”.

Komu podobne opowieści Brauna na temat Smoleńska mogą być na rękę? 14 lipca 2015 na portalu prokapitalizm.pl ukazał się tekst, którego autorka dziwi się faktowi, że prawie nikt nie interesuje się tezami Brauna. W tym przypadku chodzi akurat o zainaugurowany przez niego serial dokumentalny „Zamach Smoleński”. Dziennikarka ubolewa, że produkcja ta „została całkowicie przemilczana przez media, szczególnie te, które od przeszło pięciu lat tak głośno domagają się prawdy”.

Stwierdza ona, że „z najnowszego dokumentu Brauna (podobnie zresztą, jak z wielu poprzednich) jasno wynika, że nie jest on na usługach Kremla, jak to sugerowały środowiska związane między innymi z Gazetą Polską, portalem fronda.pl czy telewizją Republika”.

Któż jest autorem tego tekstu? Otóż autorka nazywa się Agnieszka Piwar i obecnie jest publicystką… portalu Sputnik. Jak wynika z zakładki z jej nazwiskiem na tym portalu, pierwszy tekst opublikuje tam ponad rok później - w 2016 r. i będzie to wywiad z… ambasadorem Federacji Rosyjskiej Siergiejem Andrejewem, przedrukowany z pisma „Opcja na prawo” za – jak zostało zaznaczone – zgodą redaktora naczelnego Wojciecha Trojanowskiego. Kolejne teksty Piwar pisze już dla samego Sputnika i podpisuje się jako „publicystka polska”.

Bajki o Chinach, czyli zysk dla Rosji

Na czym polega metoda polityczna stosowana regularnie przez Grzegorza Brauna? Otóż właśnie na roztaczaniu owego uroku odważnego radykała, pomstującego na brak odwagi PiS, a jednocześnie demonstrującego miłość do elektoratu PiS, szczególnie członków klubów Gazety Polskiej.

A wszystko to tylko po to, by zauroczonym lub choćby zaciekawionym jego oryginalnością tłoczyć do głów tezy samobójcze z punktu widzenia polskiej racji stanu. Przykładowo skoro PiS przeciwstawia się antypolskim zakusom Rosji czy Niemiec, to Braun dodaje to tej listy Amerykę i Izrael. I głosi, że to podobne czy wręcz takie samo zagrożenie.

Rzecz jasna atakując Fort Trump działa na rzecz Rosji i Niemiec właśnie, ale to już wymaga szerszej wiedzy. Jak walczy Braun z Fort Trump? Zarzucając politykom, którzy chcą Fortu Trump, że „wydziedziczyli się z polskości” umieszcza w internecie filmik zatytułowany „Na Fort Trump odpowiedzią Fort Xi”.  Czyli fort nazwany od nazwiska sekretarza generalnego Komunistycznej Partii Chin Xi Jinpinga, byłego dyrektora komunistycznej szkoły partyjnej w Fuzhou. Cóż, jak widać antykomunizm Brauna przestaje być na moment zbyt zoologiczny.

Dla kogo korzystne są te wypowiedzi? Rzecz jasna nie dla Chin, które budowy swoich instalacji wojskowych w Polsce nie planują. Oczywiście Fortu Trump w Polsce nie chce Rosja, a na drugim miejscu Niemcy.

Obłędny Macierewicz i miłość do Klubów GP

Podobny mechanizm u Brauna się powtarza. W ostatnim czasie swoją metodą uderzył on w Antoniego Macierewicza oraz postanowił pozyskać zwolenników w… Klubach Gazety Polskiej.

I znowu ten sam budzący reakcje wymiotne spektakl podlizywania się elektoratowi PiS, by na końcu uderzyć w tony - zupełnie przypadkiem - z uznaniem przyjmowane przez rosyjską ambasadę. Oto mamy trzy i pół minuty umizgów do Klubów GP, opisów dawnej współpracy z nimi, by potem zachęcać je do postaw skrajnie odmiennych od niepodległościowej linii redakcji.

Podobnie z Antonim Macierewiczem: są pochwały działalności za komuny, lustracji, likwidacji WSI, by wyartykułowawszy poglądy zwolenników Macierewicza uderzyć w niego, bo „Antoni nas nie obroni”. A dlaczego to? Bo w MON prowadził „obłędną politykę, która za dogmat polityki bezpieczeństwa narodowego przyjmuje sprowadzanie wojsk obcych na terytorium Rzeczypospolitej”. Są i inne argumenty, w tym wygłoszona przez ministra „wypowiedź z domu wariatów” oraz „udostępnienie sali w klubie garnizonowym teatrowi żydowskiemu”.

Klubowicze Gazety Polskiej pożegnani zaś zostają hasłem „Nie będą Żydzi pluć nam w twarz ni dzieci nam tumanić”. Jak widać, sam Braun według własnej wizji, dziwnie zbieżnej z interesami pewnej ambasady, tumanić chce do woli.

Cały tekst ukaże się w najbliższą środę w tygodniku "Gazeta Polska"

Poniżej filmik z wystąpieniem Grzegorza Brauna na Konferencji Smoleńskiej w 2014 roku: