Zanim Grzegorz Piotrowski i jego banda zbirów utopiła księdza Jerzego Popiełuszkę, wrzucili go do bagażnika dużego fiata. Dwa miesiące później w pogrążonej w czarnej beznadziei Polsce była Wigilia. Jerzy Kalina przed kościołem na Żoliborzu ustawił dużego fiata, w którego bagażniku umieścił żłóbek z Panem Jezusem. Było sianko, gałązki i choinkowe lampki. Wieść o tym przemknęła przez Polskę lotem błyskawicy. Płakali nawet najwięksi twardziele i tacy, co w kościele nie byli od dzieciństwa. Jerzy Kalina wraca jako autor pomnika smoleńskiego był gościem Piotra Lisiewicza w świątecznym odcinku "Wywiadu z chuliganem" w Telewizji Republika. Jerzy Kalina miał 7 lat, gdy sąd skazał go i przydzielił mu kuratora. Powodem był zarzut zatrzymania kampanii żniwnej, czyli sabotaż. 7-latek odkrył bowiem, jak zdobyć piłkę do gry w palanta. Idealnie nadawały się do tego okrągłe gałki do przełączania biegów w traktorze, stojącym w PGR-ze. Piłka do palanta była towarem deficytowym, więc okoliczne dzieci błyskawicznie ogołociły wszystkie pozostałe traktory. Chłopców przesłuchiwali milicjanci z pistoletami i sprawa trafiła do sądu w Olsztynie. - Jak nas posadzili na ławie oskarżonych, żadnego sabotażysty nie było widać zza stołu, bo byliśmy za mali. To wsunęli nam ławkę, na której mieliśmy stać i odpowiadać – wspomina Jerzy Kalina. W latach 70. Kalina, absolwent Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie był jednym z pierwszych polskich performerów, awangardowych artystów, których pojawienie się było szokiem w szarzyźnie PRL. A potem była Solidarność i stan wojenny. Poszukujący wolności awangardowy artysta spotkał na swojej drodze ks. Jerzego Popiełuszkę. - W nim wróciła wiara w wiarę. On nie był księdzem, który wysiada z mercedesa, bmw czy jakichś innych bentlei. Nie idzie do jakiejś wielkiej, wspaniałej rezydencji. U niego było tak, jak powinno być. Księża powinni być wśród nas, z nami, towarzyszyć nam i w tych radosnych, i w tych najtrudniejszych chwilach – mówi. Zamordowanie kapłana przez komunistycznych zbirów spowodowało, że zawziął się w sobie. - Przestałem być takim artystą, który się szykuje, żeby podbić świat, pojechać na Biennale do Wenecji. Uznałem, że są ważniejsze sprawy, jak Polska, jej niepodległość. W tym świecie nie można tak żyć, jak żyło się dotąd – opowiada. Jest autorem grobu księdza Jerzego przed kościołem Stanisława Kostki, który zna cała Polska - granitowa płyta w kształcie krzyża, otoczona różańcem utworzonym z polnych kamieni, ułożonych w kształt konturów mapy Polski. Po latach ten motyw ten motyw wrócił w jego twórczości. Oto w 2015 r. w Krakowie Kalina umieścił na placu nad Wisłą, w miejscu odwiedzanym przez młodzież, cień tupolewa, wokół którego ludzie ustawili się znowu w kontur mapy Polski, podobny do tego pod kościołem na Żoliborzu. Zatytułował ten obrazek „Odchodzimy”, nawiązując do słów pilotów tupolewa. I pozostawiając nas z pytaniem: czy odchodzą tylko ci, którzy lecieli oddać cześć ofiarom Katynia? Czy czas po Smoleńsku to było także odchodzenie Polski? W „Wywiadzie z chuliganem” Jerzy Kalina opowie też o czymś niezmiernie ciekawym, a nieznanym szerzej – o tym jak III RP zniszczyła nonkonformistycznych, awangardowych artystów. Bo sztuka nowoczesna w PRL nie była lewacka, bardzo często było wręcz odwrotnie. To przecież awangardowi artyści tworzyli w stanie wojennym na placach słynne krzyże z kwiatów, przy których zbierali się przechodnie. Brutalnie rozpędzało ich ZOMO. To oni byli autorami Grobów Pańskich w kościołach, które pokazywały, jak Jaruzelski zabił polską wolność. Po 1989 r. sztuka awangardowa miała według elit III RP służyć zniszczeniu tradycyjnej polskości. Dlatego awangardowi twórcy, którzy nie chcieli przejść na pozycje „lewackie”, musieli zostać zmieceni w powierzchni ziemi. - Bardzo wielu sobie z tym nie poradziło. To było takie odtrącenie, zlekceważenie. Człowiek był, tworzył, miał propozycje i nagle go nie ma. Poszoł won! Co ty tu jeszcze robisz? Pętasz się niepotrzebnie. My tu już gramy o inną Polskę i innymi kartami – mówi Jerzy Kalina. Jak ocenia III RP? - Istnieje taki potworny stan, który nas męczy do tej pory. Tak nie można budować, nie można żyć, nie można tworzyć. Można być szampańsko dowcipnym, erudycyjnie i intelektualnie wyposażonym. Ale osadza się to i buduje na kłamstwie, na łgarstwie, na pozorach. Nie ma punktów oparcia. Chciałbym, żebyśmy nie zamierali w tym tyglu, co ma szalony potencjał, ale on się nie może wyzwolić. Żebyśmy mieli taką chwilę pewności, że nie wszystko to marne – ocenia Jerzy Kalina w „Wywiadzie z chuliganem”. Gdy ogłoszono, że Kalina wygrał konkurs na projekt pomnika smoleńskiego, nawet ekspert "Gazety Wyborczej" przyznał, że wybrano projekt najlepszy, a artysta sroce spod ogona nie wypadł. Ale zaraz potem zaczął się rechot, doskonale znany z czasu po 10 kwietnia 2010 r.
Trap samolotu okazał się schodami z komiksu Papcia Chmiela. Kalina niczego innego się nie spodziewał, a na ataki odpowiada sarkazmem. Skoro schody są z komiksu o Tytusie, to skąd wziął się jego pomnik rotmistrza Pileckiego we Wrocławiu, w postaci symbolizującej wierność Żołnierzy Wyklętych obrączki? – Oczywiście inspirowałem się „Władcą Pierścieni” Tolkiena, to chyba dla mediów oczywiste?
Źródło: niezalezna.pl