Przejdź do treści

Procedury ratunkowe | Głos Wodza | 2013-08-03

Przebiegli Teutoni zorientowali się ostatnio, że już dłużej nie da się ukryć chlewu gospodarczego, jakiego narobili ich kanclerze, począwszy od „ruskiej onucy” – Gerharda Schrödera, a skończywszy na drugiej „ruskiej onucy” – Angeli Merkel. Osobiście nienawidzę frazy „ruska onuca”, ale w tych dwóch przypadkach użyłem jej rozmyślnie i całą premedytacją, bowiem teraz widać jak na dłoni, że perfidne, „złodziejskie szwabstwo” sprzedało „bandyckiemu kacapstwu” wszystko i wszystkich, aby tylko napchać swoje przepastne, niesycone kałduny. Na łamach opiniotwórczych tytułów prasowych znad Sprewy, usłużnie tłumaczonych na większość języków europejskich, pojawiają się pierwsze teksty głoszące, że kłopoty gospodarcze Berlina mogą wywołać efekt domina, rozlać się na całą Europę i pociągnąć inne kraje Starego Kontynentu na ekonomiczne dno. Nie, Drodzy Słuchacze, to nie jest wyrażenie troski o dobrobyt mieszkańca Madrytu czy Lublina. To jest jedynie przygotowanie mentalnego gruntu przed ogłoszeniem międzynarodowej zrzutki na ratowanie niemieckich koncernów, które znakomicie radziły sobie tylko wtedy, kiedy kremlowski morderca – chcący osaczyć całą Europę – sprzedawał im kopaliny energetyczne po zaniżonych cenach. Dziś weryfikacji dokonała „niewidzialna ręka rynku”.

„Niewidzialną ręką rynku” – zakazującą rozpaczania nad, oby, podupadającymi niemieckimi koncernami – należy szermować już teraz. Ona musi zamknąć usta wszystkim żądającym państwowych dotacji, jako żelazna fraza, kiedyś – za czasów Balcerowicza – „osłaniająca” każdą „gospodarczą zbrodnię”. Nikt przecież nie ośmieli się podważyć tezy lansowanej przez guru brutalnej gospodarki rynkowej. Gdyby tego było mało, wówczas należy strawestować słowa Tuska o LOT i orzec, że: „Nawet, jeśli będzie to działanie niepopularne, uważam, że najwyższy czas zerwać z doktryną, że Volkswagen to jest firma, którą należy ratować za wszelką cenę, niezależnie od realiów. Tylko dlatego, że nazywa się Volkswagen i że ma piękną tradycję, albo dlatego, że nacisk związków zawodowych jest tak silny, że poszczególni urzędnicy kapitulują przed tym naciskiem”. Toż to jest świeżość myśli gospodarczej – raptem ze stycznia 2013 roku. Nic nie można dodać.

A tak poważnie; dobrze byłoby jednak popatrzeć na działania zawodowych ratowników, z których żaden nie wejdzie bez asekuracji na kruchy lód, aby podjąć człeka topiącego się w przerębli. Istnieje zasada minimalizowania strat i niech Niemcy sami żłopią piwo, to kwaśne, którego nawarzyli.

Zapraszam Państwa do wysłuchania mojej gawędy…