Przejdź do treści

Naszość pamięta


30-stą rocznicę śmierci Wojciecha Cieślewicza uczczono 2 marca Poznaniu. Młody dziennikarz był pierwszą śmiertelną ofiarą stanu wojennego w stolicy Wielkopolski. Znicze zapłonęły pod poświęconą Cieślewiczowi tablicą w centrum miasta. Mężczyzna zmarł w wyniku pobicia przez funkcjonariuszy ZOMO. Jak przypomniał współorganizator piątkowego spotkania Piotr Lisiewicz (dziennikarz "Gazety Polskiej"), po 30 latach winnych śmiertelnego pobicia wciąż nie osądzono. „Sprawców zbrodni nie ukarano do dziś. Śledztwo przeprowadzone w stanie wojennym było farsą. Po wznowieniu dochodzenia, w latach 90., Sad Wojewódzki umorzył sprawę przeciwko jednemu ze zidentyfikowanych winnych, bo nie ustalono, czy to jego cios był śmiertelny” - powiedział Lisiewicz. Dziś wiemy, że Cieślewicz nie był, jak mówiono na początku, przypadkową ofiarą. Był osobą zaangażowaną w opór komunistycznej władzy. SB interesowało się nim, bo przemycił do Polski zakazaną przez cenzurę książkę Stefana Kisielewskiego i nawoływał do niegłosowania w wyborach na "czerwoną burżuazję” – dodał. 29-letni Wojciech Cieślewicz, dziennikarz rozpoczynający pracę w "Głosie Wielkopolskim", 13 lutego 1982 r. uczestniczył w manifestacji pod pomnikiem Ofiar Poznańskiego Czerwca. Kiedy odziały ZOMO zaczęły rozpędzać demonstrantów, uciekł w kierunku Mostu Teatralnego. Tam, w okolicach przystanku tramwajowego, został ciężko pobity. Walczył o życie 18 dni. Zmarł 2 marca.